Trudno uwierzyć, że już nigdy nie wyjrzy przez swoje okienko, że już nigdy nie podrepcze do boksu Kostusia, nie powie mu końskim rżeniem- "wstawaj i chodź, idziemy". Najtrudniej pogodzić się z tym, że nigdy nie popatrzą na nas jego wyjątkowe oczy- miał pełne ufności piękne brązowe oczy. Nie spodziewaliśmy się tego, że Aziczek odejdzie- i pozostaje tylko nadzieja, że już nie cierpi, nie czuje bólu i, że jego umęczone morderczą pracą ciało pogalopowało na niebieskie pastwiska. Kiedy 20.09.2004r przywieźliśmy go z targowiska w Bodzentynie, nikt nie wierzył, że Aziczek będzie żył- tak strasznie wyglądał. Zagłodzony, przeraźliwie chudy, słabnie mógł się podnieść, brudny- z oklejoną odchodami sierścią patrzył na nas z wielką ufnością. Kiedy próbował skubać siano bardzo się cieszyliśmy, a kiedy po 4 dniach zaczynał stawiać pierwsze kroki wiedzieliśmy, że jest szansa, że Aziczek pozostanie z nami. Tak też się stało. Zaczął chodzić i jeść siano, a potem zaczął zaglądać do wiadra z owsem -ucząc się go jeść. Naszej radości nie było końca, kiedy patrzyliśmy jak przybierał na wadze, jak odrosła mu nowa sierść- zaczynał pięknieć i zdrowieć. Zaczął zaprzyjaźniał się z końmi, a my podziwialiśmy, z jakim wielkim szacunkiem wszystkie go traktowały - nawet nasze źrebaki, które zawsze podskakują i kopią się wzajemnie przechodziły obok niego bardzo delikatnie. Kiedy czuł się lepiej podchodził pod same okna i zaglądał do domu, a kiedy czuł się gorzej spacerował po pastwisku parę minut i wracał do swojego boksu. Czasem leżał na pastwisku, nie skubała trawy tylko patrzył przed siebie- widać było, że za kimś tęsknił. Wszystko się zmieniło, gdy do przytuliska trafił Kostuś- stał się dla niego największym przyjacielem. Kiedy wychodził na spacer szedł po schorowanego Kostusia i rżał pod oknem jego boksu- kazał mu iść ze sobą na spacer. Tak spacerowali godzinami, oparci głową jeden o drugiego. Pewnego dnia Kostuś poczuł się gorzej i położył się- dwa dni leżał pod kroplówką- a Aziczek przychodził wtedy do niego i wołał go- prosił, żeby wstał. To było coś niesamowitego, wielka przyjaźń dwóch starych, schorowanych koni. Bardzo baliśmy się, że jeśli Kostuś odejdzie- bo Kostuś wydawał się słabszy - co wtedy będzie z Aziczkiem, a tymczasem los chciał inaczej. Sądziliśmy, że ma przed sobą jeszcze lata życia- w ostatnim czasie tak pięknie wyglądał, że wszyscy z zaskoczeniem mówili, że to nie możliwe, że to ten sam koń, niektórzy go nie poznawali. 26 czerwca wraz z innymi końmi skubał trawę na pastwisku, gdy nagle przewrócił się i nie mógł wstać. Pomogliśmy mu się podnieść i zaprowadziliśmy go do boksu. Niestety w boksie też się przewrócił, potem znów wstał, ale był słaby, zaczął się pocić, nerwowo spacerował po boksie. Oprócz Kostusia Azi miał jeszcze kogoś na kogo zawsze czekał z utęsknieniem- były to jego dziewczynki- Ninka, Halinka, Justynka, Kasia S. i Kasia K- wspaniała grupa naszych oddanych wolontariuszek z Zabrza i Gliwic. To one dzięki akcji, którą przeprowadziły i zebranym na niej pieniądzom uratowały mu życie, to dzięki nim Aziczek uniknął śmierci. Nadały mu imię, odwiedzały go i przywoziły mu prezenty, a on zawsze na nie czekał i witał z radością opierając głowę na ich ramionach. Można powiedzieć, że bardzo je lubił- jakby wiedział, że to im zawdzięcza życie- były dla niego bardzo ważne, tak samo jak on dla nich. Postanowiliśmy dać im znać, że Azi jest chory i potrzebuje pomocy-myśleliśmy, że jeśli będzie leżał i zajdzie potrzeba kroplówki to będzie miał siły do walki o życie, jeśli będą przy nim osoby, które tak kochał. Dziewczynki przyjechały krótko po naszym telefonie, przywitał je tak jak zawsze, jakby na nie czekał i jakby czuł, że jego życie dobiega końca i chce im już ostatni raz podziękować za życie. Chciał z nimi wyjść na ostatni spacer, przytulał się do nich i kładł im głowę na ramieniu, ciągle jednak spoglądał w stronę boksu w którym leżał Kostuś. Oczywiście Kostusiowi też zostawiliśmy otwarty boks, żeby również mógł go widzieć. O drugiej w nocy, to co było nieuniknione nadeszło Aziczek odszedł......
Do ostatnich chwil życia były z nim jego ukochane dziewczynki, odszedł z głową na ich kolanach. Pragniemy podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że mógł szczęśliwie przeżyć te ostatnie dziewięć miesięcy swojego życia, szczególne podziękowania kierujemy dla tych, które przekazały pieniądze na jego wykup- Ninki, Halinki, Justynki, Kasi S, Kasi K, Pani Asi (fotograf), i wszystkim innym z ich ekipy, dziękujemy Beacie, która ratowała go na targu w Bodzentynie, dziękujemy Kochanej Pani Ani Lemankiewicz z Warszawy, która przekazywała pieniądze na jego bieżące utrzymanie, a teraz sponsoruje jego największego przyjaciela Kostusia. Dziękujemy wszystkim czytelnikom Nieznanego Świata, którzy wspierali utrzymanie Azika, pisali piękne listy, dziękujemy Ani i Markowi Rymuszkom, wszystkim naszym kochanym sponsorom, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do tego, że Aziczek był szczęśliwy. Wielokrotnie widzieliśmy, że mimo krzywd jakich doznał wcześniej od ludzi, tak bardzo nam zaufał, witał nas swoim cichym rżeniem i cieszył się każda chwilą, jaką dane mu było z nami przeżyć. Żegnamy Cię nasz ukochany przyjacielu, zawsze będziemy o tobie pamiętać.................