- Szczegóły
-
Utworzono: wtorek, 01, listopad 2022 09:23
Węgielek został ocalony 28.03.2003r. Jego historia może służyć za szczególny przykład okrucieństwa człowieka wobec zwierzęcia. Zabraliśmy go skrajnie wycieńczonego, leżącego na ulicy w Zabrzu- ponieważ nie umiał już ciągnąć przeładowanego wozu z węglem. Dużo osób zaangażowało się na miejscu zdarzenia w akcję ratowania tego konia, w tym również Policja oraz Straż Miejska. Węgielek był siwy, miał około 20 lat. Na jego poranionym, wychudzonym i wręcz zdeformowanym ciele widać było okrucieństwo pracy ponad siły, złego traktowania i głodzenia. Jak powiedział nam jego okrutny właściciel wcześniej pracował jako siła pociągowa w kopalni.
Miał być tam uśpiony gdyby nie to, że jechała tamtędy nasza wolontariuszka, tak by się stało. Jednak gdy się pojawiła szansa na ratunek dla tego zamęczonego przez właściciela, leżącego na drodze konika, wiele osób zaangażowało się w pomoc dla niego- Policja, Straż Miejska. Węgielek zrobił wtedy wrażenie na wielu osobach. Strażnicy Miejscy z Zabrza odwiedzili go p w Przystani i przywieźli suchy chleb i marchewki. Na leżąco, został przetransportowany do Przystani, i dopiero po kilku godzinach, dzięki staraniom naszego weterynarza, udało nam się go podnieść. Widać było, że ma wolę życia, w jego oczach było światło. Wstał aby żyć i przeżył w Przystani 5 lat. Był przykładem okrutnego traktowania zwierząt przez ludzi- nie był to koń do ciężkiej pracy, miał raczej posturę konia do rekreacji, gdy go zabraliśmy jego wiek oceniono na ponad 20lat, i ciągnięcie wozu z kilkoma tonami węgla było ponad jego siły. Jednak właściciel się tym nie przejmował i jak się potem okazało konik już kilkakrotnie się przewracał, i właściciel miał zakaz używania go do pracy. Choć był siwy, daliśmy mu na imię Węgielek, bo to z powodu tego węgla o mało co nie stracił życia. Był wychudzony z powodu złego odżywiania i wyniszczenia pracą ponad siły, wyglądał jak szkielet powleczony skórą. Był podkuty na wszystkie nogi, ale każda podkowa była inna, jakby mu ktoś przybił to co znalazł przez przypadek. Poobijany z wytartymi fragmentami skóry, chodził na sztywnych nogach, jak wojsko na defiladzie, więc często mówiliśmy, że mamy swoje wojsko w Przystani... Na początku zaprzyjaźnił się z Urbankiem, choć czasem miał dość tej przyjaźni- Urbanek opierał sobie na nim głowę i mógł tak stać przytulony bardzo długo- Węgielek nie lubił dotykania, ale to znosił. Gdy Urbanek zachorował i 3 dni leżał Węgielek często przychodził po niego do boksu, rżał jakby go wolał na wspólne wyjście na pastwisko, zaglądał często sprawdzić czy nadal leży czy już wstał, a w nocy tak się kładł- mieli duży, wspólny boks- aby choć grzbietem dotykać Urbanka. Gdy Urbanek odszedł już nigdy tak bardzo nie zaprzyjaźnił się z żadnym koniem. Węgielek nie lubił ludzi, zwłaszcza mężczyzn, szczególnie nie lubił żeby go dotykano, ale nie sprawiał żadnych problemów. Bardzo często wydawało nam się, że boi się rąk ludzkich, chyba nie wierzył, że chciały go dotknąć i pogłaskać, że nie będą go bić.... jak to było kiedyś, bo przecież jego życie- zanim trafił do nas- to jedna wielka katorga i męka, o czym dowiedzieliśmy się w Sądzie, w czasie sprawy, o jego odebranie. Z czasem, zaokrąglił się, choć żebra zawsze było mu widać, z nogami było raz lepiej raz gorzej, choć wypróbowaliśmy na nim wszystkie dostępne preparaty na ochronę i poprawę stawów- często odciążał tylne nogi podnosząc je na zmianę do góry. Miewał humory- czasem pozwalał się dotykać, a czasem na wyciągniętą rękę natychmiast reagował rzucaniem głową i próbą ugryzienia. Ze spokojem przyjmował głaskanie gdy widział marchewkę lub suchy chleb. W ostatnich tygodniach życia, nie wychodził z boksu na pastwisko- nie chciał, wyprowadzony uciekał i wracał do siebie. Potem pojawiły się problemy ze wstawaniem, trzeba go było podnosić na pasach- choć nie lubił być dotykany to jednak znosił wszystkie te zabiegi z wyjątkową cierpliwością, jakby wiedział, że to jedyny dla niego ratunek. W końcu i jego i nas pokonała starość, ciężkie życie, osłabione serce-odszedł...... Brakuje nam bardzo tego Węgielkowego łebka wyglądającego z ciekawością na plac przez otwarte od góry drzwi, tego rzucania głową, strzyżenia uszami, wystawiania ostrzegawczo zębów, cichutkiego rżenia..... już nikt nie pomaszeruje defiladowym krokiem na pastwisko, albo żeby przeglądnąć wszystkie miski i kontenery na placu.
Minęło wiele lat, odkąd go nie ma z nami, a bywają takie dni, kiedy myślimy o Węgielku, wspominamy go bardzo ciepło. Takich smutnych końskich życiorysów, możemy wiele opowiedzieć, zarówno o tych żyjących mieszkańcach, jak i o tych, którzy odeszli. Pamiętamy każdego konia, każdą historię. Każde ocalone przez nas zwierzę, zostawiło odcisk kopytka w sercach, każde swoim odejściem sprawiło ból. Takich zniszczonych koni, jak Węgielek nadal jest wiele, nadal one potrzebują pomocy, dlatego prosimy Was o podarowanie nam 1 % podatku, abyśmy mogli ocalić kolejne końskie życie.Nasz KRS 0000015352
- Szczegóły
-
Utworzono: wtorek, 01, listopad 2022 09:22
Już nigdy nie obudzi nas swoim porannym trąbieniem, już nigdy nie stanie obok -jak to często robiła - podsłuchując rozmowy prowadzone przez nas lub przez odwiedzających nas gości, już nigdy.......trudno w to uwierzyć , że już nigdy....Była wyjątkową ulubienicą wszystkich, maskotką, naszym małym szczęściem-może ktoś powie, że to zbyt ludzkie porównanie, ale każdy kto ją spotkał, wie, że to prawda....Okaz spokoju i łagodności, cierpliwa wobec wszystkich a szczególnie wobec dzieci, które uwielbiały ją głaskać, przytulać się do niej........... zwłaszcza grupy przedszkolaków cieszyła swoją obecnością, tak spokojnie i cierpliwie stała gdy maleńkie dziecięce rączki wyciągały się do niej, głaskały, całe kolejki ustawiały się, żeby ją dotknąć....nawet dzieci, które boją się zwierząt po chwili wisiały jej na szyi i nie chciały odejść......Czasem była uparta jak osiołek, ale w tym był cały jej urok......kto ją teraz zastąpi.....Wniosła do naszej smutnej codziennej rzeczywistości tak wiele radości... wśród tylu problemów i trudności, z którymi się borykamy, tylu upokorzeń i poniżenia, które z różnych powodów często musimy znosić, kiedy czasem z bezsilności lub poniżenia łzy same płynęły po policzku, jedno jej spojrzenie podnosiło na duchu, budziło uśmiech, przywracało radość.....czasem wystarczało, że stała obok z opuszczoną głową jakby chciała powiedzieć swoją obecnością-" jestem z Tobą, nie martw się "..............Tak trudno będzie teraz bez niej, może to zbyt emocjonalne co piszemy, ale to takie bolesne, że ...........To najgorsze przyszło nagle- trwało zaledwie dwie może trzy godziny zanim to małe serduszko przestało bić.......nasza ukochana Natalka odeszła. Odeszła w drodze do kliniki, ,jeszcze próbowaliśmy ją ratować ale - nie udało się. Nie jesteśmy w stanie nic więcej teraz napisać-straciliśmy kolejnego ukochanego przyjaciela. Żegnaj Natusiu, zawsze Cię będziemy pamiętać......ale jak będzie wyglądała teraz nasza Przystań bez ciebie......