Nasze "wojsko" pomaszerowało do innej Przystani.

Zabraliśmy go z ulicy w Zabrzu, gdzie się przewrócił nie mogąc już uciągnąć przeładowanego węglem wozu. Miał być tam uśpiony gdyby nie to, że jechała tamtędy nasza Ulka, tak by się stało. Jednak gdy się pojawiła szansa na ratunek dla tego zamęczonego przez właściciela leżącego na drodze konika, wiele osób zaangażowało się w pomoc dla niego- Policja, Straż Miejska- i dzięki temu mogliśmy go na leżąco wciągnąć na przyczepę do przewozu koni- gdyż nie umiał wstać (Strażnicy Miejscy z Zabrza odwiedzili go potem w Przystani i przywieźli suchy chleb i marchewki). Tak został przetransportowany do Przystani, i dopiero po kilku godzinach dzięki naszemu weterynarzowi udało nam się go podnieść. Widać było, że ma wolę życia, w jego oczach było światło, dlatego wstał aby żyć i przeżył w Przystani 5 lat. Był przykładem okrutnego traktowania zwierząt przez ludzi- nie był to koń do ciężkiej pracy, miał raczej posturę konia do rekreacji, gdy go zabraliśmy jego wiek oceniono na ponad 20lat, i ciągnięcie wozu z kilkoma tonami węgla było ponad jego siły. Jednak właściciel się tym nie przejmował i jak się potem okazało konik już kilkakrotnie się przewracał, i właściciel miał zakaz używania go do pracy. Choć był siwy, daliśmy mu na imię Węgielek, bo to z powodu tego węgla o mało co nie stracił życia. Był wychudzony z powodu złego odżywiania i wyniszczenia pracą ponad siły, wyglądał jak szkielet powleczony skórą. Był podkuty na wszystkie nogi, ale każda podkowa była inna, jakby mu ktoś przybił to co znalazł przez przypadek. Poobijany z wytartymi fragmentami skóry, chodził na sztywnych nogach, jak wojsko na defiladzie, więc często mówiliśmy, że mamy swoje wojsko w Przystani... Na początku zaprzyjaźnił się z Urbankiem, choć czasem miał dość tej przyjaźni- Urbanek opierał sobie na nim głowę i mógł tak stać przytulony bardzo długo- Węgielek nie lubił dotykania, ale to znosił. Gdy Urbanek zachorował i 3 dni leżał Węgielek często przychodził po niego do boksu, rżał jakby go wolał na wspólne wyjście na pastwisko, zaglądał często sprawdzić czy nadal leży czy już wstał, a w nocy tak się kładł- mieli duży, wspólny boks- aby choć grzbietem dotykać Urbanka. Gdy Urbanek odszedł już nigdy tak bardzo nie zaprzyjaźnił się z żadnym koniem. Węgielek nie lubił ludzi, zwłaszcza mężczyzn, szczególnie nie lubił żeby go dotykano, ale nie sprawiał żadnych problemów. Bardzo często wydawało nam się, że boi się rąk ludzkich, chyba nie wierzył, że chciały go dotknąć i pogłaskać, że nie będą go bić.... jak to było kiedyś, bo przecież jego życie- zanim trafił do nas- to jedna wielka katorga i męka, o czym dowiedzieliśmy się w związku ze sprawą w Sądzie o jego odebranie. Z czasem, zaokrąglił się, choć żebra zawsze było mu widać, z nogami było raz lepiej raz gorzej, choć wypróbowaliśmy na nim wszystkie dostępne preparaty na ochronę i poprawę stawów- często odciążał tylne nogi podnosząc je na zmianę do góry. Miewał humory- czasem pozwalał się dotykać, a czasem na wyciągniętą rękę natychmiast reagował rzucaniem głową i próbą ugryzienia. Ze spokojem przyjmował głaskanie gdy widział marchewkę lub suchy chleb. W ostatnim czasie nie wychodził z boksu na pastwisko- nie chciał, wyprowadzony uciekał i wracał spowrotem. Potem pojawiły się problemy ze wstawaniem, trzeba go było podnosić na pasach- choć nie lubił być dotykany to jednak znosił wszystkie te zabiegi z wyjątkową cierpliwością, jakby wiedział, że to jedyny dla niego ratunek. W końcu i jego i nas pokonała starość, ciężkie życie, osłabione serce-odszedł...... Brakuje nam bardzo tego Węgielkowego łebka wyglądającego z ciekawością na plac przez otwarte od góry drzwi, tego rzucania głową, szczyżenia uszami, wystawiania ostrzegawczo zębów, cichutkiego rżenia..... już nikt nie pomaszeruje defiladowym krokiem na pastwisko, albo żeby przeglądnąć wszystkie miski i kontenery na placu. Jak zawsze w takich smutnych okolicznościach dziękujemy wszystkim Państwu, którzy pomogliście nam w jego utrzymaniu zapewniając wszytko co mu było potrzebne. Szczególne podziękowania kierujemy w naszym w i jego imieniu dla jego wirtualnych opiekunek- Kasi Kresek- Urbaniak, która otoczyła go opieką wirtualną od początku, kiedy trafił do Przystani, również natychmiast reagowała na każdy dodatkowy apel o pomoc zapewniając to co potrzebne.... i nigdy niczego mu nie brakowało. Dziękujemy, Kasi za to, że odwiedzała go w Przystani i przywoziła prezenty. Niestety Kasia żegna w Przystani kolejnego swojego podopiecznego- opiekowała się również największym przyjacielem Węgielka- Urbankiem. KASIU- przy tej okazji- DZIĘKUJEMY CI ZA WSZYSTKO- ZA TO, ŻE Z NAMI JESTEŚ JUŻ OD TYLU LAT, ZA TO ŻE NAM POMAGASZ W NAJTRUDNIEJSZYCH CHWILACH, ZA MOCNE SŁOWA OTUCHY I WSPARCIA ORAZ ZA WSZELKĄ POMOC FINANSOWĄ. Dziękujemy również Pani Kasi Widawskiej za opiekę wirtualną nad Węgielkiem, za troskę i serce okazane temu konikowi- Pani Kasia także traci swojego kolejnego podopiecznego (Kostuś) i będzie nadal z nami pomagając nam w utrzymaniu staruszka Maksia- konika, którego teraz wszyscy odwiedzający Przystań mylą z Węgielkiem, bo jest tak bardzo podobny do niego. Obie Panie bardzo przeżywały z nami śmierć Węgielka-dziękujemy przede wszystkim za piękne słowa, które dają wiarę, że warto pomagać, chociaż powstają chwile zwątpienia. Dziękujemy także Paniom: Bogusławie Luboradzkiej, Jadwidze Dzielskiej, Halince Bania oraz Panu Michelowi Vigne za opiekę wirtualną nad Węgielkiem- ilu wspaniałych ludzi było zainteresowanych losem tego spracowanego konika. Pragniemy podziękować również tym wszystkim, którzy opiekowali się Węgielkiem na co dzień- ta opieka była bardzo trudna w czasie jego choroby, ale wspólnymi siłami radziliśmy sobie, dlatego bardzo dziękujemy naszej pracownicy Alinie i jej mężowi Darkowi szczególnie naszemu Dominikowi- to On zawsze zajmuje się pielęgnacją zwłaszcza w najtrudniejszych przypadkach (opatrunki, przemywanie ran, pomoc w podnoszeniu). Dziękujmy lekarzom weterynarii szczególnie Panu Mieczysławowi Hławiczce za kilkuletnią opiekę nad Wegielkim, Pani Bożenie Latocha, która w ostatnich dniach zajmowała się jego leczeniem, przyjeżdżała na każde wezwanie bez względu na porę. Dziękujemy Policji i Straży Miejskiej z Zabrza, która pomagała nam w dniu, kiedy zabieraliśmy go z ulicy, oraz Prezydentowi Miasta Zabrze za odebranie go z rąk tego okrutnego człowieka, który zgotował mu taki straszny los. Dziękujemy także naszej Uli, która widząc go na ulicy nie pozostała obojętna na cierpienie. Węgielku -dziękujemy Ci za tych 5 wspólnych lat i za to zaufanie, którym obdarzyłeś nas na kilka dni przed śmiercią- mogliśmy wtedy cię pogłaskać a nawet przytulić się...... i to było niesamowite- chyba wreszcie zaufałeś, że ludzie cię nie skrzywdzą, lecz pomogą przeżyć kolejny dzień. Marzyliśmy o tym dniu- szkoda, że tak krótko to trwało. Będzie cię tak bardzo brakować, ale wierzymy, że jesteś już ze swoim największym przyjacielem Urbankiem a Wiatronogi prowadzi was na zielone łąki..... schorowana Odrusia, z którą od dłuższego czasu dzieliłeś boks wypatruje cię każdego dnia. Bądź szczęśliwy kochane nasz "wojsko"... zawsze będziesz dla nas legendą Przystani Ocalenie i dowodem ludzkiego okrucieństwa wobec zwierząt.....